Wczoraj wieczorem serwer był jeszcze sprawny. Dzisiaj rano wszystkie urządzenia podłączone do UPSa były wyłączone. W nocy nie było żadnych burz ani przerw w dostawie prądu (zegarek w piekarniku się nie wyzerował). Wyłączyłem UPSa, włączyłem. Wszystkie urządzenia z wyjątkiem serwera uruchomiły się bez problemów.
W NASie paliły się na żółto/pomarańczowo tylko cztery diody przy napisach od disk1 do disk4 oraz lampa przy włączniku migała na niebiesko. Dioda status się nie świeciła. Poza tym uruchamiał się wentylator z tyłu. Dioda na zasilaczu również się świeciła, ale sam zasilacz rano był zimny.
Zgodnie z radą znalezioną w internecie odłączyłem serwer, wyjąłem dyski i spróbowałem uruchomić go jeszcze raz. Efekt ten sam - palą się cztery diody przy dyskach (mimo ich wyjęcia), pracuje wentylator, a lampa przy włączniku miga na niebiesko. Serwer nie jest widoczny w Synology Assistant.
Jakieś pomysły, co mogło się zepsuć? Moje pierwsze podejrzenie padło na spalony zasilacz. Pytanie, czy padł sam zasilacz czy "po drodze" uszkodził coś jeszcze? A może sam zasilacz jest sprawny, a zepsuł się jakiś kontroler od dysków albo coś jeszcze innego (ta ostatnia opcja jest moim zdaniem najmniej prawdopodobna, wątpię żeby uszkodzenie jakiegoś podzespołu w NASie spowodowało wyłączenie wszystkich urządzeń podłączonych do UPSa)?
Chciałem kupić nowy zasilacz, ale ceny oryginalnych "zabijają" (399zł w sklepsynology i 280zł w Morele) - zdecydowanie za drogo na eksperymentowanie. Jeśli to na pewno chodzi o zasilacz to oczywiście nie ma problemu z zakupem nowego, ale jeśli miałoby się okazać że mimo jego zakupu serwer dalej nie wstaje bo wina leży gdzie indziej, to trochę słabo

Z góry dziękuję za pomoc.